Home Aktualności Najpierw ty! Jak zatroszczyć się o siebie, by móc troszczyć się o...

Najpierw ty! Jak zatroszczyć się o siebie, by móc troszczyć się o innych. Wyd. ESPE

677
0
SHARE
Przedstawiamy strategię tworzenia osobistego planu troski o siebie!Troska o siebie często bywa błędnie rozumiana jako zachęta do zachowań egoistycznych czy przesadnego skupiania się na sobie i swoich potrzebach. W rzeczywistości jednak autentyczna troska o siebie – jak tłumaczy Julia Marie Hogan – to zestaw wypracowanych dobrych nawyków i styl życia, którego podstawą jest przekonanie, że skutecznie troszczyć się o innych możemy tylko wtedy, gdy właśnie najpierw zatroszczymy się o siebie.

../../category/aktualnosci/page/37/index-1.htm

Autorka tłumaczy, dlaczego troska o siebie nie tylko jest czymś koniecznym i pożądanym w życiu każdego dojrzałego człowieka. W drugiej części książki krok po kroku przeprowadza nas przez proces tworzenia osobistego planu troski o siebie, który obejmuje najważniejsze sfery ludzkiego życia: ciało i zdrowie fizyczne, emocje i więzi z innymi osobami, modlitwę i relacje z Bogiem.

Na niezwykłą wartość tej książki składają się: fachowa wiedza, przystępny język, możliwość pogłębienia zrozumienia treści przez pytania do refleksji i dyskusji. Największy jej atut to strategia tworzenia krok po kroku osobistego planu troski o siebie, dającego szansę praktykowania otrzymanej wiedzy. Ja już zaczęłam i Was serdecznie zapraszam! s. Anna Maria Pudełko AP

Warto pamiętać, że aby móc skutecznie troszczyć się o innych, najpierw trzeba zatroszczyć się o siebie!

Fragment książki:

Nie muszę zasługiwać

Chociaż nie każdy człowiek ma małe poczucie własnej wartości (…) , to jednak wielu z nas ustawicznie stara się zagłuszać dokuczliwy głos wewnętrzny, który cicho powtarza takie oto kłamstwo: „Nie stajesz na wysokości zadania”.  

Zagoniona matka obwinia się o to, że znajduje trochę czasu dla siebie… Przeciążony student sądzi, że musi zawsze zdobywać najwyższe oceny… Handlowiec przesiaduje w biurze do późna i nie pozwala sobie na kontakty towarzyskie… W gruncie rzeczy wszyscy oni prowadzą tę samą walkę: nie potrafią dostrzec własnej wartości.

(…) większość z nas na jakimś poziomie boryka się z poczuciem, że jesteśmy nic niewarci.

Radzimy sobie z nim na różne sposoby, częstokroć usiłując je zatrzeć przez intensywne zaangażowanie się w pracę, działalność społeczną, życie towarzyskie i tym podobne. Działamy w przekonaniu, że kiedy będziemy się starali dostatecznie mocno i długo, przymuszali się do zwiększonego wysiłku, wówczas udowodnimy sobie i innym, iż jesteśmy czegoś warci.

Jednakże to niezmordowane dążenie do pokazania własnej wartości nie przynosi nam satysfakcji – nigdy nie mamy dosyć. Osiągamy jedynie tyle, że czujemy się wyczerpani, przeciążeni i niewystarczająco wydolni.

W tym ciężkim zmaganiu częstokroć zapominamy traktować się w sposób świadczący o tym, że jesteśmy warci miłości.

Chociaż rozpaczliwie próbujemy dowieść innym, że na coś zasługujemy, to jednak sposób, w jaki traktujemy samych siebie, zdradza naszą prawdziwą samoocenę.

Nawet jeżeli uważamy się za ludzi bohaterskich i zacnych (a może tylko przepracowanych), to lekceważąc elementarne wymogi troski o siebie, w rzeczywistości narzucamy sobie inny przekaz: „Nie jestem wart zachodu”. Dlaczego tak się czuję?

Tymczasem nigdy nie zdołamy „udowodnić” ani samym sobie, ani nikomu innemu, że stajemy na wysokości zadania. Po prostu nie musimy tego robić – tak, naprawdę nie musimy.

Paradoks polega na tym, że im bardziej się staramy – czy to świadomie, czy to bezwiednie – dowieść własnej wartości, tym gorzej się czujemy. Nasza praca, służba, a nawet powołanie nie mogą i nie będą przydawać nam znaczenia i wartości, bez względu na stopień zaangażowania, z jakim je wypełniamy. Dlaczego? Po prostu dlatego, że szukamy nie tam, gdzie trzeba. Wystarczy, że jesteśmy. Sam fakt naszego istnienia oznacza, że zasługujemy na miłość.

Aby uwolnić się od fałszywego mniemania, że musimy udowadniać swoją wartość, powinniśmy zacząć żyć tak, jakbyśmy już w nią wierzyli. To zaś oznacza naukę życia w dyscyplinie troski o siebie – właśnie tak, ponieważ chodzi o prawdziwą dyscyplinę. Można kochać samego siebie. Co więcej, należy to robić!

Zanim zaprotestujesz, mówiąc „wyśpię się po śmierci” albo „troska o siebie to wygodnictwo i strata czasu” – wysłuchaj tego, co mam do powiedzenia.

Otóż jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg wyznaczył nam jakiś cel. Powołuje nas do czegoś większego i ważniejszego. Chce, żebyśmy troszczyli się nie tylko o innych ludzi, których stawia na naszej drodze życia, lecz także o samych siebie – o nasze ciało, umysł i talenty, które nam podarował i które sprawiają, że jesteśmy tym, kim jesteśmy. Właśnie tutaj otwiera się pole do wykazania troski o siebie.

Tylko pod tym warunkiem, że troszczymy się o siebie, możemy dać innym to, co najlepsze, kiedy wychodzimy w szeroki świat, aby im służyć w jakikolwiek sposób przewidziany dla nas przez Boga.

Troska o siebie nie ma nic wspólnego z dogadzaniem sobie – wręcz przeciwnie, może się wiązać z dużym wysiłkiem. Trudno nam położyć się wcześniej spać, kiedy z wypiekami na twarzy oglądamy ulubiony serial telewizyjny, a jeszcze trudniej powlec się na siłownię, gdy ogarnie nas senność. Warto jednak zdobyć się na wysiłek. Jesteśmy warci takiego zachodu.

Lepsza troska o siebie zaczyna się od małych kroków, drobnych korekt w codziennych schematach postępowania, mówienia, a nawet myślenia. Zmiana nie dokona się w ciągu jednej doby, tylko dzięki stopniowemu nabieraniu właściwych nawyków. Zapewniam, że po pewnym czasie zyskasz poczucie spokoju i spełnienia, których zawsze ci brakowało. Pamiętaj, że na to zasługujesz!

Str. 16-18

Wydawnictwo ESPE

../../category/aktualnosci/page/37/index-1.htm

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here